Tak
chciałabym bardzo
Na
starość nic nie musieć mówić
I
niepotrzebnie
strzępić języka ,
Że kości bolą – przecież, to oczywiste.
Wolałabym
patrzeć
na kogoś ,
Przez
otwarte okno,
kto zrywa dla mnie
słowa
pachnące bzem.
A
spojrzeniem sprawi ,
że najbardziej
oporny pąk się
rozwinie .
I
bez narzekania na świat
Usiądzie
gdzieś blisko
Może
i
nawet nad stawem …
Byle,
żeby myślami i sercem
Za
rękę chwycił .
I
wspomniał o mnie .
Za
nim na dobre
Rozum
pęknie
nadmuchany
Pustym
powietrzem.