sobota, 29 marca 2014

Noc

Noc ,która 
Co dzień odłupuje
Jasność  z  nieba .
I strąca błękit.
Wreszcie
Uciszyła psy   i wyścieliła
Budy spokojem .
Obudziła śpiące do tej pory
Koty  i rozpaliła w nich  ich chęci
Na łowy.

Wyłączyła światło w domach 
Zawirowała jedynie
Z blaskiem ulicznej latarni.
Nie potknęła się nawet 
O  wyszczerbiony bruk.

Tak naprawdę
Nic nie  powstrzyma jej
Od  dokonania przewrotu
W  mieście
Pod osłoną tego- co sama
Przywlokła.
I nad ranem , jak przystało
Na złodziejkę
Wymknie się po cichu
Z workiem wypełnionym

Bezwartościowymi snami. 

piątek, 21 marca 2014

Do psa

Psie, 
nie musisz nic  mówić ;
Twoje oczy trafnie zastępują słowa.
I oznaczają dużo więcej ,niż
Wygłoszony na głos poemat.
Błyski mądrości w nich tkwiące
Pozwalają zapomnieć ,że
Krwią rządzą  prymitywne instynkty.
A ogon trwający w szerokim
Rozmachu  wyraża  najprawdziwszą
radość
-nie to, co  plastikowy uśmiech
Na  ustach .

Psie,
Serce twoje  za  ciężkie
Od  ciepła,
Nakazuje ci warować przy ziemi.
Zatem  zdecydowanie różni  się
Od  przemarzniętego głazu ,
Który ledwo bije
W ludzkiej piersi  .
Masz rację – nic nie mów .
Milczenie jest złotem
Akurat w  psim przypadku
W  naszym zaś, nawet- 
Zaciśnięte wargi  mogą 

Mieć wartość  co najwyżej tombaku. 

sobota, 15 marca 2014

Przedświt

Przedświt zbłąkany rozrywa
Pierwsze wschodzące  myśli .
Pobladły z niewyspania 
Próbuje zebrać się w stan skupienia.
Na nic się to zdaje. 

Chce przekopać się przez
Zaległe na poduszce sny.
Na szczęście- nic z tego. 
Z głuchym  trzaskiem
Pęka trzon. 

Przedświt  niemrawy
 W końcu kładzie się
Koło łóżka –i  jak pies
Cierpliwie czeka.
Aż  rzucę  mu ochłapy-
Tego  co zostało z nocy.
Nie mam resztek za  wiele ,
-jedynie ścięgna i kości .
Dlatego  musi dobrze
Dzielić  na  porcje 
 żeby  nie skonać z głodu.


piątek, 7 marca 2014

Odwilż

Ostatni szczęk łopat
Rozłupuje lód.
A piasek i sól  wdzierają  się
W ostatnie drobiny
Odleżanego śniegu.
Przyznaj , szkoda  zastygłych
Firan ,które z przyjściem świtu
 Odkrywały nowy dzień – tylko dla Ciebie.

Żal  milionów szkiełek ,
Rozrzucanych  przez zimę
Co ranek .
Przecież łapały dla przechodniów
 pierwsze
Okruchy słońca. 

A śnieg? Jak biała magia .
Chrzęścił pod butami
I wywoływał  przelotne uśmiechy.
Ale dość już zimy. 

Na niebie pierwsze cienie ptaków
A zaraz za nimi  furkot
Stęsknionych skrzydeł . 
Bociany nieco nieśmiałe- jeszcze milczą.
Ale  klucze kaczek i żurawi
Są bardziej rozmowne .
I w głośnym krzyku  opanowują
 Cieplejsze powietrze.

Po co otwierać  usta.
I mówić rzeczy niepotrzebne .
Pozostaje mieć nadzieje –
Na odwilż  w ludzkich sercach.